Trener Pawlak przed meczem
W trakcie mikrocyklu treningowego przed meczem z Wartą Poznań na pytania dotyczące przygotowań do sobotniego pojedynku odpowiedział trener PGE GKS Bełchatów, Mariusz Pawlak.
Jak przebiegają przygotowania do sobotniego meczu?
- Przygotowujemy się jak do każdego spotkania, najważniejsze, że bez większych zakłóceń. Jedynie Krzysiek Michalak jest kontuzjowany i mam nadzieję, że szybko do nas wróci. Reszta jest gotowa, trwa rywalizacja o miejsca.
Jesteście po analizie meczu w Elblągu. Dużo jest jeszcze do poprawy?
- W każdym meczu można coś poprawić, ale najbardziej skupiamy się na tym, co trzeba udoskonalić. Dużo fragmentów gry było pozytywnych, rozliczamy się w końcu z tego, co wytrenujemy. W środowym treningu te rzeczy, które będą nam potrzebne w sobotnim meczu, po analizie zrobiliśmy na boisku. Powtarzalność jest najważniejsza, by móc wygrać.
Po wygranym meczu w Częstochowie powiedział Pan, że niektórym przyda się lód na głowy. Po ostatnich zwycięstwach też to jest potrzebne?
- Nie, bo to była pierwsza kolejka po zimie a to dla niemal każdego trenera niewiadoma, dlatego takich słów użyłem. Skupiamy się na sobie, ale znamy dobrze przeciwnika, analizowaliśmy ich grę, bo tak się ułożyło, że poznaniacy rywalizowali z naszymi kolejnymi przeciwnikami. Wierzę w chłopaków, ta gra jest coraz lepsza, coraz bardziej nas cieszy, a najważniejsze, żeby cieszyła kibiców.
Czy Pańskim zdaniem w Elblągu powinien być podyktowany rzut karny dla Olimpii?
- Moim zdaniem faulu Marcina Ryszki w Elblągu nie było. Nasz zawodnik trącił pierwszy piłkę. Po meczu były komentarze, że karnego nie powinno być. Każdy popełnia błędy, w tym sędziowie. Decyzja Marcina o wślizgu w takim miejscu była niepotrzebna, bo naraziła na taką a nie inną decyzję. Będziemy popełniać błędy, ale żeby ich konsekwencją nie były bramki stracone. Powinniśmy tam wykorzystać swoje sytuacje, by podwyższyć prowadzenie, ale zabrakło spokoju i skuteczności.
Czy zmiana w bramce to efekt niefortunnych interwencji Kamila Bruchajzera w dwóch kolejnych meczach?
- Paweł dobrze wyglądał od początku. Później jednak postawiłem na Kamila. Jego błędy w dwóch kolejnych meczach poniekąd zaważyły o zmianie pomiędzy słupkami. Pamiętajmy jednak, że „Bruszek” poza tymi sytuacjami bronił bezbłędnie i uratował nas przed stratą goli. Trzeba było teraz dać szansę Lenarcikowi, jest rywalizacja o miejsce w bramce i to tylko może cieszyć. To bramkarze są ostatnią instancją, która nas może uratować. Każdy popełnia błędy, z jednej strony ich rozliczam, z drugiej usprawiedliwiam, bo to są młodzi ludzie. Staramy się robić wszystko, żeby w danym meczu było jak najlepiej, żeby drużyna funkcjonowała, by czuli się pewnie.
Jak scharakteryzuje Pan grę Warty Poznań?
- Jak wspomniałem, mamy zanalizowaną Wartę, jest nastawiona na bardziej na szybki atak, czyli odbiór na własnej połowie i wyjście do przodu. Tak zagrali w Bytomiu i Stalowej Woli, gdzie wygrali. Warta będzie chciała nas wciągnąć w swoją grę, dlatego atakując musimy myśleć o odpowiednim ustawieniu w obronie.
Czy trwająca mobilizacja kibiców wspierana przez liczne instytucje, polityków i samorządowców jakoś wpływa na sztab i zespół?
- Zdajemy sobie sprawę, że to rzecz, która może nam pomóc. Po to są stadiony, żeby je zapełniać. Jednak tylko od nas będzie zależało i od tego jak będziemy grać, czy frekwencja w następnych meczach będzie taka sama i czy będzie rosła. Po pierwsze gra, po drugie wynik, ale mówię zawodnikom, żeby nie myśleli o tym, nie skupiali się na wyjątkowej oprawie, tylko że to ma być codzienność. Krok po kroku może wracać to, co było kiedyś, żeby kibiców było coraz więcej. Akcje promocyjne to jedno, ale to piłkarz i sztab muszą przyciągnąć grą drużyny na trybuny. Jeśli wszystko dobrze wypali, to będziemy chcieli zwyżkową tendencję, także na trybunach, podtrzymać. Do tego potrzebna jest praca w sobotę od godz. 17 moich zawodników na boisku.
Fot. Michał Antczak
