Menu
Logo
2liga
Pge
Reklama

Mariusz Pawlak a Polonia Warszawa

Mariusz Pawlak a Polonia Warszawa

Mariusz Pawlak, który w barwach najbliższego rywala PGE GKS Bełchatów spędził 7,5 sezonu, w tym zagrał w 137 meczach w Ekstraklasie, odpowiada na pytania dotyczące właśnie Polonii Warszawa, historycznej rywalizacji z „Brunatnymi” oraz najbliższego meczu przy Sportowej.

- Jest Pan w stanie wymienić wszystkie sukcesy z Polonią Warszawa?
- To były wszystkie najważniejsze trofea od mistrzostwa Polski po Puchar Ligi, który zdobyliśmy w jego pierwszej edycji, kiedy wygraliśmy 2:1 na stadionie Legii czy Superpuchar w Płocku z Amiką Wronki, która wówczas „tradycyjnie” zdobywała to trofeum co roku.

- Patrząc choćby na te trofea, może Pan stwierdzić, że to Polonia jest w Pańskiej karierze klubem wyjątkowym?
- Dokładnie, to w końcu 7,5 roku w „Czarnych Koszulach”. Nie udało się w żadnym innym klubie osiągnąć takich sukcesów (w Dyskobolii było wicemistrzostwo i Puchar). Dzięki grze w Polonii zadebiutowałem w Reprezentacji Polski. Nie było tych minut za dużo, ale dla każdego piłkarza jest to marzenie i to udało się spełnić. Mam nadzieję, ze zapadłem w pamięć osób związanych z Polonią. W sezonie mistrzowskim zagrałem najwięcej minut w zespole, byłem wielokrotnie kapitanem. To były czasy, które już do mnie jako zawodnika nie wrócą. Patrzę do przodu, a to co było, nikt mi nie odbierze.

- Pozostały kontakty z byłymi kolegami z drużyny?
- Nie wszyscy zostali przy piłce, spotykam się z niektórymi chociażby na kursokonferencjach, kilka osób jest jednak za granicą lub całkiem poza piłką. Kontaktu codziennego nie ma. Z Igorem Gołaszewskim graliśmy wspólnie, jesteśmy w kontakcie. Jesienią byłem zaproszony na mecz na Polonii, dostałem oficjalne zaproszenie, ale ze względu na kontuję nie mogłem zagrać. Mam nadzieję, że jeszcze w takim pokazowym spotkaniu przy Konwiktorskiej się pojawię.

Pamięta Pan mecze w Ekstraklasie z GKS Bełchatów?
- Oczywiście, że pamiętam te mecze. Na starym stadionie GKS po zderzeniu z zawodnikiem „Brunatnych” straciłem przytomność i zostałem zniesiony z boiska. Znalazłem się bodajże w karetce, ale nie pamiętam, czy byłem hospitalizowany. Nigdy coś takiego więcej mi się nie zdarzyło. Obym tutaj przy ławce tego nie doznał (uśmiech).

- A kojarzy Pan spotkanie, w którym strzelił „Brunatnym” bramkę?
- Pamiętam tamto zwycięstwo w Warszawie 4:0, ale swojej bramki nie kojarzę. Grałem wtedy na prawej pomocy na Jacka Krzynówka. Zazwyczaj grałem na stoperze, na boku obrony czy jako defensywny pomocnik. Tym razem miałem za zadanie utrudnić zadanie Krzynówkowi, który wtedy był już zawodnikiem, który się mocno rozwijał. Oprócz przeszkadzania miałem też swoje zadanie ofensywne. W tym spotkaniu w barwach GKS debiutował Grzesiek Rasiak, z którym ostatnio rozmawiałem na temat tego meczu.

- Grał Pan wówczas m.in. Jackowi Berensztajnowi. Z nim częściej ma Pan sposobność do wspomnień.
- Jacka widzę codziennie na klubowych zdjęciach, też się trochę zmienił (uśmiech). Spotykamy się niemal codziennie, Jacek został przy piłce, jest mocno w nią zaangażowany, to osoba fanatycznie oddana futbolowi. To jeden z lepszych pomocników środkowych, wiedział, co z piłką zrobić, stały fragment to jego domena. Nie raz wołam Jacka na boisko, że wszedł i pokazał zawodnikom, jak to trzeba zrobić. Żeby młodzi mogli się przyjrzeć, jak chociażby podać w  punkt. Rozmawiamy często, ale przede wszystkim o piłce teraźniejszej.

- A jak Pan postrzega obecną Ekstraklasę na tle tych lat, kiedy Pan w niej grał?
- Różnica jest potężna, od kwestii medialnych po stadiony. Kiedyś stary stadion Legii robił wrażenie a teraz… A sam futbol? Mówi się, że to kiedyś grało się piłkę, bo zawodnicy byli lepsi technicznie. Na boiskach od dziecka spędzało się po kilka godzin dziennie szlifując przy tym właśnie technikę. Dziś jest z pewnością inna dynamika gry, ale kiedyś zawodników indywidualnie wyszkolonych na wyższym poziomie było więcej. Kiedyś każdy chciał być piłkarzem, a teraz, choć są lepsze warunki, to pomysłów na życie jest więcej. A szkoda, bo mamy zdolną młodzież, co potwierdzają dzisiejsze reprezentacje. Młodym ludziom trzeba dodawać dodatkowe bodźce i zwiększać finansowanie na to, by piłka w Polsce istniała jako sport naprawdę zawodowy.

- Jak Pan wspomina spotkanie z Polonią jako trener Gryfa Wejherowo?
- Mecz zakończył się wynikiem 0:0. To nie było spotkanie, jakiego się spodziewałem. To Polonia stworzyła sobie przynajmniej z dwie lepsze sytuacje, w tym tę z ostatnich sekund, kiedy piłka przeleciała obok słupka. To nie był mecz wybitny, nikt nie chciał stracić bramki, obie drużyny liczyły na błąd rywala, dominowała gra w środku pola, zabrakło pomysłu na pokonania bramkarzy. Czasami założenia taktyczne zostają w szatni.

- Polonia od tamtego meczu się zmieniła?
- Polonia ma swoje poruszanie się po boisku, swój styl, ale analizując ich grę jesienią czy już na wiosnę, ta gra jest podobna. Mają plan, nie wszystko jednak, co by chciał Igor, wychodzi na boisku, nawet przy tych doświadczonych zawodnikach. Wyniki mają jakie mają, my też nie jesteśmy zadowoleni. Teraz czeka nas bardzo ważny i ciężki mecz, jednych i drugich. Kto popełni więcej błędów, ten przegra.

- Wspominał Pan o błędach po meczu w Opolu. A był to nasz najlepszy mecz na wiosnę.
- Ostatni mecz z Odrą przyniósł dużo pozytywów w tym jak atakowaliśmy i broniliśmy, ale niestety nie zdobyliśmy nawet punktów. Potrzebna jest koncentracja i przewidywanie a tego nie da się wyćwiczyć w treningu. To już są decyzje podejmowane na boisku w ułamku sekundy i one muszą być po prostu najlepsze. Jeśli ktoś popełni błąd raz czy dwa to się nic nie dzieje, natomiast gdy są one powtarzane w tygodniu treningów i później w meczu, to wiemy, że ciężko zafunkcjonować jako zespól i liczyć na punkty. Wnioski, które wyciągnęliśmy po Opolu, tylko mogą zaprocentować na najbliższy mecz. Bo jesteśmy ukierunkowani na zwycięstwo. Zawodnicy zapomnieli już o ostatnim meczu a to co wyjęli z wczorajszej długiej odprawy musi nam pomóc.

- Takie mecze jak sobotni określa się mianem ”o sześć punktów”. Też Pan na to tak patrzy?
- Nie traktuję takiego spotkania jako o sześć punktów, bo tylu się nie zdobywa. My musimy wyszarpać na swoim boisku trzy punkty, bo zostało nam tylko 12 meczów a pozycja jest spadkowa. Musimy zdobyć bramkę na własnym stadionie, bo na razie strzelamy na wyjeździe. Czuliśmy się fatalnie po porażce u siebie, teraz mamy rewanż z inną Polonią.

Rozm. Michał Antczak

 

<< powrót do wszystkich aktualności

Najbliższe mecze GKS

Fotogalerie

Reklama

 

   

KLUB BIZNESU GKS BEŁCHATÓW




 

SPONSORZY I REKLAMODAWCY

Pge

PARTNER LIGI



PARTNERZY TECHNICZNI


 



PARTNERZY MEDIALNI



PARTNER MEDYCZNY



 

GKS na Twitterze

GKS na YouTube

GKS na Facebooku

Projektowanie stron internetowych Master-NET | Polityka prywatności | 2883378